Sunday 18 February 2018

Trygve Gulbranssen: „A lasy wiecznie śpiewają” - recenzja książki


„A lasy wiecznie śpiewają” to kolejna powieść, która wzbudziła we mnie zachwyt już samym tytułem, bardzo więc ucieszyła mnie wiadomość, że to tę właśnie książkę zrecenzuję podczas pierwszej współpracy z Wydawnictwem Zysk i S-ka. Mam już niewielkie, ale pozytywne doświadczenia z literaturą skandynawską przełomu XIX i XX wieku, więc z tym większą ochotą przystąpiłam do lektury.


Uwielbiam powieści, których akcja toczy się w lasach, na wsi lub nad jeziorami. Doskonale pamiętam te miejsca  z własnego dzieciństwa i karty książki potrafią przywołać w mojej głowie obrazy, a nawet zapachy sprzed lat, za którymi tak często tęsknię, a które zniknęły bezpowrotnie. 
Dzieło norweskiego pisarza, Trygve Gulbranssena, nadało tym odczuciom zupełnie inne znaczenie.

Fabuła „A lasy wiecznie śpiewają” rozpoczyna się w połowie XVIII wieku opisem konfliktu dwóch położonych niedaleko siebie regionów Norwegii – leżącego na północy lasu dworu Björndal oraz majątków leżących na południu. Niechętnie nastawieni do mieszkańców Północy björklandzcy chłopi po latach wzajemnego unikania i pogardy zmuszeni są poprosić słynących z niezwykłej odwagi i hartu ducha północnych sąsiadów o pomoc w pokonaniu niedźwiedzia, od miesięcy napadającego na pobliskie domostwa. To wydarzenie staje się kamieniem milowym w dalszych stosunkach skłóconych obszarów, których losy w kolejnych latach będą splatać się ze sobą na najbardziej nieprzewidziane sposoby.

Główny wątek powieści koncentruje się jednak przede wszystkim na Björndal i jego mieszkańcach, potomkach bohatera, który przed laty uwolnił południowe wsie od nękającego ich drapieżnika. Dag i Tore, podobnie jak ich przodkowie, są ludźmi hardymi, nieznającymi litości czy strachu, wychowanymi w lesie. Swoim postępowaniem od lat wzbudzają lęk wśród mieszkańców okolicznych wiosek i mimo że sami są chłopami, legenda ich majątku oraz znaczenia björndalskiego dworu dla całego regionu wynoszą ich dwór niemal do rangi niewielkiego królestwa. Koleje losu nie są jednak łaskawe dla panów z Björndal; nieustępliwe charaktery, przekora a także silne przywiązanie do lasu i natury sprawiają, że ludziom takim jak oni niełatwo założyć rodzinę czy przystosować się do zmieniających się okoliczności. Czas płynie jednak nieubłaganie, wciąż na nowo zmuszając nieustraszonych, pałających żądzą zemsty za sprawy przeszłości mieszkańców Północy do pokonywania kolejnych barier własnego umysłu i rzucania wyzwań samemu Bogu.

„A lasy wiecznie śpiewają” to książka opowiadająca o odwiecznej walce człowieka z naturą – nie tylko tą, która go otacza, ale też z własnym charakterem, słabościami, pychą, dumą czy żądzą pieniądza i zemsty. Jest to również powieść wspaniale ukazująca piękno więzi łączącej człowieka z przyrodą, jakże często okrutną i bezlitosną, dającą jednak wytchnienie i odpowiedzi na wiele pytań. To ona właśnie reguluje rytm życia mieszkańców Björndal, daje im pożywienie, opał, ale i schronienie w czasach smutku i zwątpienia; to ona przyzywa ich do siebie, śpiewając głosem szumiących drzew, ćwierkających ptaków czy kopyt kroczącego dostojnie łosia. To ona w końcu sprowadza na nich śmiertelne niebezpieczeństwo, ostrzega i nawraca, gdy zboczą z wyznaczonej ścieżki. Natura decyduje o losie człowieka, który, choć tak rozumny, nieraz poddaje się jej ogromnemu wpływowi.

Powieść Gulbranssena w oryginalnym norweskim wydaniu stanowi trylogię. W Polsce, a także wielu innych krajach, została wydana jako dylogia, zawierająca w sobie „A lasy wiecznie śpiewają” oraz „Dziedzictwo na Björndal”. Pierwsza część sagi opowiada przede wszystkim o życiu i rodzinie Daga, syna Trogeira Björndal, nieustraszonego pogromcy niedźwiedzia, druga natomiast koncentruje się na latach, w których scheda po Dagu powoli przejmowana jest przez kolejne pokolenie. Obie zawierają w sobie ogromną ilość emocji, sprzecznych uczuć i wewnętrznych walk głównych bohaterów. Opisywane tu troski, nieszczęścia, rozterki oraz problemy ze świata zewnętrznego, ale także chwile radości, bezgranicznego szczęścia i święta wynoszą czytelnika na literackie szczyty, a każdy moment spędzony z książką na długo zostaje w pamięci.


Dzieło Norwega nie jest książką łatwą w odbiorze, jest również dość obszerne (555 stron). Jest ono jednak tak bogate w treść, że nie sposób moim zdaniem przejść koło niego obojętnie. Niezwykle dogłębna analiza psychologiczna głównych bohaterów sprawia, że czytelnik ma do czynienia z postaciami pełnowymiarowymi, doskonale opisanymi, postaciami, które poznaje w chwilach największej radości i rozpaczy, zamyślenia czy rozważań nad celem ludzkiej egzystencji i miejsca człowieka w świecie.

Również przepiękne opisy przyrody, tak chętnie pomijane przeze mnie w niektórych powieściach, zachwycały swoją szczegółowością i żywym przedstawieniem. Mimo że od przeczytania książki minęło już trochę czasu, wciąż mam w pamięci obrazy ciemnych, omszałych borów norweskich, przykrytych śniegiem wierzchołków gór, słyszę grzmot pękających kier lodowych czy trzaskającego w kominku drewna, słyszę śpiew lasu, brzęczenie owadów czy żałosne wycie zimowego wiatru. Opisy, mimo że jest ich niemało, stanowią nieodłączną część tej wspaniałej sagi; tylko dzięki nim tak realistycznie można wyobrazić sobie prawdziwy klimat tamtych czasów i życia na XIX-wiecznej norweskiej wsi.

„A lasy wiecznie śpiewają” to książka dość smutna – nie brakuje tu trosk, płaczu, krwi i śmierci, choć skłamałabym pisząc, że całość sprawia przygnębiające wrażenie. We mnie powieść wzbudzała wiele sprzecznych uczuć – od niczym niezachwianej radości w czasie Świąt Bożego Narodzenia po głęboki ból po śmierci jednej z głównych postaci, do której w trakcji czytania zdążyłam się bardzo przywiązać. Również emocje towarzyszące bohaterom nie były mi obce, a ich strapienia natychmiast stawały się moimi; z ogromnym niepokojem śledziłam kolejne wydarzenia, cieszyłam się sukcesami, płakałam w chwilach bezdennej rozpaczy. Nigdy się za to nie nudziłam.

Ostatnią powieścią, która wywarła na mnie tak ogromne wrażenie byli „Chłopi” Reymonta. Do tej pory nie odważyłam się zresztą napisać recenzji tej książki, którą uważam za absolutne arcydzieło litetratury polskiej. Również Gulbranssen postawił przede mną niełatwe zadanie, nie sposób bowiem opisać tę sagę w kilku zdaniach. Literatura skandynawska tamtego okresu, szczególnie ta dotykająca problematyki życia na wsi, od samego początku zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Choć mam za sobą dopiero kilka podobnych książek (m.in. wspaniały „Młyn na wzgórzu” noblisty Karla Gjellerupa), z pewnością nie jest to moje ostatnie spotkanie z twórczością skandynawskich pisarzy początku XX wieku.

Lekturę norweskiej sagi polecam wszystkim, którzy nie tylko w literaturze, ale również na co dzień poszukują wytchnienia w kontakcie z niezbadaną, dziką przyrodą, którym niestraszne wędrówki po wilgotnych lasach i lodowatych zboczach stromych gór; wszystkim, dla których ważny jest związek z bohaterami, poznanie ich mocnych i słabych stron, przeżywanie wraz z nimi życia; wreszcie tym, którzy cenią nieco bardziej wymagającą literaturę, poruszającą tematykę istotną dla każdego z nas – prawości postępowania oraz odpowiedzialności przed samym sobą oraz światem.

 „A lasy wiecznie śpiewają” oceniam na 5 z 5 gwiazdek.
*****


PS Po raz pierwszy dostałam do recenzji tak wspaniale wydaną książkę – w twardej oprawie i z obwolutą. Jestem zachwycona, a powieść wspaniale prezentuje się na półce. Z czystym sumieniem polecam Wam to właśnie wydanie.

Za możliwość zrecenzowania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.





Tytuł: „A lasy wiecznie śpiewają” / „Og bakom synger skogene”
Autor: Trygve Gulbranssen
Wydawnictwo: Zysk i S-ka 2013
Ilość stron: 555
Rok pierwszego wydania: 1933
Język: polski
Język oryginału: norweski