Wielu z nas zachwyca
proza Dostojewskiego, Tołstoja, Haška czy Kundery – a czy
kiedykolwiek przyszło nam do głowy, by sięgnąć po twórczość
pisarzy słowiańskich z południa Europy? Kto z Was słyszał o
Miroslavie Krležy, Danilu Kišu, Meši Selimoviću czy Milošu
Crnjanskim? Myślę, że poza pasjonatami literatury europejskiej lub
studentami slawistyki – niewielu (choć oczywiście mogę się
mylić). Pisarze ci są w Polsce praktycznie nieznani o choć na
Allegro wciąż znaleźć można używane egzemplarze ich twórczości
w tłumaczeniu na język polski, wydania te nie są dziś wznawiane.
Dlaczego? Cóż, widocznie się „nie opłaca”.
Nie oszukujmy się –
literatura jugosłowiańska nie należy do najprostszych w odbiorze.
Wymaga od czytelnika nie tylko skupienia, ale także pewnego poziomu
wiedzy dotyczącej regionu, w którym toczą się wydarzenia, jego
historii, kultury, a nawet położenia geograficznego. Wydaje się to
trywialne, jest jednak niezbędne dla prawidłowego zrozumienia
opisywanych treści. Nie bez kozery przez lata nazywane punktem
zapalnym Europy, Bałkany wraz ze swą burzliwą historią, której
krwawe żniwo oglądać mogliśmy na ekranach telewizorów niecałe
25 lat temu, do dziś są obszarem nie do końca zbadanym i budzącym
wątpliwości przedstawicieli świata nauki i kultury.
Choć literatura
(popularno-)naukowa dotycząca byłej Jugosławii a także czasów
przed jej powstaniem i po rozpadzie wciąż cieszy się dużym
powodzeniem na całym świecie, beletrystyka czy poezja pochodząca z
tamtych regionów nadal jest mało popularna w Europie zachodniej.
Wpływ na to ma kilka czynników – przede wszystkim wspomniana już
przez mnie „opłacalność” wydawania takich książek. W
czasach, w których zachwyty budzi opowieść o facecie regularnie
gwałcącym zmanipulowaną przez siebie kobietę i pisane taśmowo
proste historyjki o niczym, trudno oczekiwać, że wydawnictwa
podejmą się publikacji nieznanych współczesnemu czytelnikowi
dzieł sprzed 50-100 lat, które następnie zalegać będą na
półkach, bo zabrakło im odpowiedniego pijaru.
Nie zrozumcie mnie źle –
nie oceniam. Zdaję sobie sprawę z tego, że to wszystko kwestia
gustu, zainteresowań, a także różnych innych czynników. Drażni
mnie jedynie, że współczesny rynek książkowy zalewany jest falą
badziewia w momencie, kiedy czytelnicy nie mogą doprosić się o
wznowienie publikacji wartościowych książek, które znaleźć
można jedynie na portalach aukcyjnych, w dodatku w kosmicznych
cenach. Niejednokrotnie widziałam w internecie pytania kierowane do
wydawnictw, odnoszące się do starszych lub już niewydawanych
książek z różnych dziedzin – od beletrystyki po publikacje
naukowe. Odpowiedź przeważnie jest zawsze taka sama – wznowienia
nie będzie. Dlaczego? To wiedzą tylko wydawnictwa.
Po tym długim wstępie
zapraszam Wam na spotkanie z bohaterem dzisiejszej recenzji, „Mostem
na Drinie” (srb. Na Drini ćuprija) jugosłowiańskiego
pisarza chorwackiego pochodzenia, Iva Andrića, który zresztą
otrzymał za nią Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury jako jedyny
Jugosłowianin w historii. Na książkę tę, w ramach wyjątku, nie
trafiłam przypadkowo. W czasie studiów nieraz miałam styczność z
tym tytułem, swego czasu próbowałam go nawet przeczytać (po
polsku), ale przerwałam lekturę po wyjątkowo sugestywnym i
szczegółowym opisie wbijania człowieka na pal. Nie jestem
specjalnie wrażliwa, ale ten jeden opis sprawił, że nie podołałam
i odłożyłam książkę na półkę.
Kilka lat później,
uzbrojona we wspomnienia o tym okrutnym fragmencie oraz znajomość
języka serbskiego (mimo że Andrić jest z pochodzenia chorwackim
Bośniakiem, praktycznie do końca życia uważał się za Serba;
mówiłam, że to skomplikowane) na poziomie, który pozwolił mi na
przeczytanie lektury w oryginale, sięgnęłam po nią ponownie.
Tytułowa ćuprija to tureckie określenie mostu, w tym wypadku kamiennego mostu
znajdującego się na rzece Drinie (Bośnia), wokół którego toczy
się cała historia. Ufundowany w XVI w. przez wywodzącego się z
pobliskiego Wiszegradu Mehmeda Paszę Sokolovića, porwanego jako
dziecko przez wojska osmańskie i siłą wcielonego do oddziału
janczarów, stał się drogą łączącą Wschód z Zachodem, a także
pewnego rodzaju przeciwwagą dla pojęcia vanitas. Niezniszczalny posąg
stanowił centrum życia pobliskiej kasaby (miasteczka),
był świadkiem smutków i radości, wojen i pokoju, narodzin i
śmierci, miejscem spotkań miejscowych muzułmanów oraz rai
(niemuzułmanów), kochanków i śmiertelnych wrogów. Niczym
niezachwiany, stanowił symbol wieczności w życiu mieszkańców
Wiszegradu, przeżywał najazdy obcych wojsk, walk o władzę,
szczęście i dobrobyt, „niby pył otrząsał z siebie wszystkie
ślady, jakie pozostawiały na nim przemijające kaprysy albo
potrzeby ludzkie, i zawsze ten sam – trwał niezmiennie”.
Wbrew pozorom książka
nie jest jednak opowieścią o moście. Nie jest też typową
powieścią – poszczególne rozdziały składają się raczej na
pewnego rodzaju kronikę historii Wiszegradu oraz przemian
społeczno-politycznych, jakie zachodziły w regionie od XVI w. do
roku 1914, czyli wybuchu I wojny światowej. Każdy z nich poświęcony
jest również losom jednego-dwóch mieszkańców kasaby,
które nie tylko przeplatają się ze sobą na nowo, ale też
znacząco wpływają na życie w miasteczku. Mamy więc okrutną
historię powstania mostu – naturalistyczne opisy brutalnego
traktowania ludzi, straszliwych kar grożących za najmniejsze
przewinienie, walk o wpływy i pieniądze; poznajemy związane z
budową ćupriji przerażające legendy o ofiarach składanych
z dzieci oraz związane z tymi wydarzeniami tragiczne losy ludzkie;
jesteśmy świadkami powodzi, najazdów wojsk, zmieniającej się
wciąż władzy, a także migracji, epidemii, samobójstw,
nieszczęśliwych miłości, rozważań politycznych; w końcu –
zabójstwa arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie oraz straszliwych
konsekwencji tego zdarzenia dla Serbów, a także całej Europy.
Most stanowi jedynie tło
powieści – od niego się ona zaczyna i na nim kończy. To, co
kiedyś łączyło ludzi, nagle stanowi granicę nie do przejścia,
rozdzielając rodziny, niszcząc życia ludzkie, nie pozwalając
uciec z ogarniętego wojną i szałem morderstwa kraju, stojąc „jak
skazaniec, ale wciąż jeszcze nietknięty i cały, pośród dwóch
skłóconych ze sobą światów”.
„Na Drini ćuprija”
jest jednak książką niezwykłą nie tylko ze względu na opisaną
w nim historię. Całości dopełnia niepowtarzalny styl autora,
który charakteryzuje posługiwanie się tzw. turcyzmami, czyli
słowami i wyrażeniami pochodzenia tureckiego, którymi na co dzień
posługiwali się mieszkańcy Wiszegradu. Ich orientalne brzmienie,
obce zarówno dla polskiego jak i jugosłowiańskiego
niemuzułmańskiego czytelnika nadaje książce unikatowej,
tajemniczej aury i sprawia, że obcowanie z ta książką jest iście
magiczne. Doskonały warsztat pisarski autora sprawia natomiast, że
„Most na Drinie” dosłownie się pochłania. Wspaniałe
przedstawienie opisywanych miejsc, wydarzeń i ludzi, przemawiające
do wyobraźni opisy i emocje sprawiają, że w trakcie czytania
zapomina się o współczesnym świecie – przenosimy się bowiem do
XVI-XX-wiecznego bośniackiego miasteczka na granicy nigdy
niepogodzonych ze sobą światów.
O dziele Andrića mogłabym
napisać wiele. Jest to moim zdaniem jedno z najwspanialszych
osiągnięć w dziedzinie kultury europejskiej, z pewnością warte
przeczytania. Serdecznie polecam Wam polskie wydanie książki w
tłumaczeniu Haliny Kality (z innymi nie miałam do czynienia, nie
jestem więc w stanie określić wartości przekładu). Znajdziecie
ją na portalach aukcyjnych, a być może także w miejskich
bibliotekach. Wydanie to dość dobrze odwzorowuje oryginalny
charakter „Mostu...” - nie zapomniano również o jakże
charakterystycznych dla Andrića turcyzmach. W książce znajdziecie
ok. 50 przypisów, wyjaśniających nieznane wyrazy czy
przedstawiające obce polskiemu czytelnikowi postaci i wydarzenia
historyczne.
Jeśli chcielibyście
poznać literaturę jugosłowiańską z jak najlepszej strony, a
także nieco burzliwe dzieje i genezę „kotła bałkańskiego”,
sięgnijcie po te właśnie książkę. Nie traktujcie jej jednak
jako źródła historycznego w dosłownym tego słowa znaczeniu, a
raczej jako wspaniałą powieść historyczną. Ode mnie „Most na
Drinie” otrzymuje najwyższe noty.
*****
Tytuł: „Na Drini ćuprija”/„Most na Drinie”
Autor: Ivo Andrić
Wydawnictwo: Mladost
Ilość stron: 363
Rok pierwszego wydania: 1945
Język: serbski
Język oryginału: serbski