Tuesday 14 March 2017

Boris Akunin: "Azazel" - recenzja.


„Azazela” Borisa Akunina kupiłam sobie już kilka lat temu, jednak dopiero niedawno postanowiłam go przeczytać. Choć bardzo lubię wschodnią literaturę, do tej pory gustowałam raczej w klasyce – Puszkinie, Buninie czy Bułhakowie. Akunin, a właściwie urodzony w Gruzji Grigorij Szałwowicz Czchartiszwili, wzbudził moje zainteresowanie jako jeden z najpopularniejszych współczesnych pisarzy rosyjskich. Postanowiłam więc sprawdzić, na czym polega jego fenomen.


Kryminał Akunina rozpoczyna tajemnicze samobójstwo. W moskiewskim parku Aleksandrowskim nieznany z imienia mężczyzna na oczach świadków strzela sobie w głowę. Sprawa ta początkowo wydaje się jedną z wielu – znudzony, nieszanujący życia młodzik pragnie zwrócić na siebie uwagę w niekonwencjonalny sposób. Lakoniczna wzmianka prasowa o tym wypadku przykuwa jednak uwagę młodego rejestratora kolegialnego – Erasta Pietrowicza Fandorina. Przekonany, że za samobójstwem studenta kryje się coś więcej niż tylko chwilowy kaprys, postanawia zbadać tę sprawę na własną rękę. Niedługo potem okazuje się, że przeczucie nie myliło policjanta. Fandorin odkrywa tajemniczy testament i wpada na trop międzynarodowego spisku...

„Azazel” to książka zbudowana na klasycznych toposach literatury rosyjskiej. Scena samobójstwa w parku bardzo przypominała mi pierwszy rozdział „Mistrza i Małgorzaty”, w którym to nagłe pojawienie się dziwnego jegomościa również dało początek straszliwym wydarzeniom. J Także gra w karty, choć nie tak znacząca jak w puszkinowskiej „Damie pikowej”, stanowi ważny motyw powieści. Kolejnym nawiązaniem do klasyki wydaje się pojedynek Fandorina z hrabią Zurowem – natychmiast przypomniał mi się „Fatalista” Lermontowa, w którym wątek ten odgrywa bardzo istotną rolę. Takich „zapożyczeń” jest w książce sporo, nie świadczy to jednak na jej niekorzyść. Wręcz przeciwnie – mnie osobiście niesamowitą radość sprawiało odkrywanie kolejnych wskazówek pozostawionych w tekście przez autora.

Bardzo podoba mi się również pomysł osadzenia powieści w XIX w. Uwielbiam klimaty carskiej Rosji, zarówno w literaturze jak historii. Ponadto ciekawiły mnie metody ustalania sprawców zbrodni w ówczesnych czasach. Były to początki rozwoju technik śledczych, daktyloskopia była w powijakach, komputery znajdowały się w sferze nierealnych marzeń, a o badaniach DNA nikt nawet nie myślał.

Niemniej, mimo że „Azazel” to książka niezwykle dynamiczna, czegoś mi w niej zabrakło. Nie do końca potrafiłam wczuć się w jej klimat, wyobrazić sobie otaczający bohaterów świat i ich samych. Chwilami zastanawiałam się zresztą, kto jest kim – zarówno typowo rosyjskie nazewnictwo (imię, patronimik i nazwisko) jak i mnogość różnorakich tytułów towarzyszących bohaterom co chwilę zbijało mnie z pantałyku. Tym bardziej, kiedy – jak w przypadku Fandorina – tych określeń było sporo: Fandorin, Erast Pietrowicz rejestrator kolegialny, urzędnik Trzeciego Oddziału, radca tytularny... Tabela rang Piotra I, na której opierała się ówczesna hierarchia urzędnicza, wciąż zresztą doprowadza mnie do rozpaczy, ponieważ jedynym, co zapamiętałam z lekcji rosyjskiego jest fakt, że było ich w carskiej Rosji czternaście. O wiele, jak na mój gust, za dużo.

Cała intryga właściwie też nie rzuciła mnie na kolana. Przez cały czas miałam wrażenie czytania powieści szpiegowskiej, a nie jest to mój ulubiony gatunek literacki. O ile same motywy postępowania bohaterów przez długi czas nie były dla mnie jasne, o tyle dość szybko domyśliłam się, kto jest spiritus movens całej operacji.

Częstotliwość, z jaką główny bohater unikał niechybnej śmierci, również była podejrzanie wysoka. Przypominam sobie co najmniej cztery sytuacje, w których Fandorin miał zginąć, jednak zawsze udawało mu się wyjść cało z opresji. Domyślam się co prawda, że zabiegi te miały wprowadzić do powieści więcej dynamiki, ale całość robiła mało wiarygodne wrażenie.  
Rozczarowało mnie również zakończenie powieści. Było moim zdaniem... niepotrzebne. Nie wiem, jaki wpływ na przyszłą karierę Fandorina miały opisane tam wydarzenia („Azazel” stanowi pierwszą cześć serii o przygodach młodego policjanta), jednak wciąż mam wrażenie, że całą sprawę można było zakończyć w inny sposób.

Mimo wszystko nie uważam „Azazela” za złą książkę, a Akuninowi zamierzam dać w najbliższym czasie kolejną szansę. Powieść polecam wszystkim zafascynowanym kulturą i literaturą rosyjską oraz amatorom kryminałów w stylu retro.


Książka otrzymuje ode mnie 3 z 5 gwiazdek.
***