Wednesday 25 January 2017

"Dziewczyna z pociągu" - recenzja


"Dziewczynę z pociągu" dostałam w paczce od przyjaciółki jeszcze w połowie 2016 roku. Jako że miałam konkretny plan i listę książek do przeczytania, prezent na jakiś czas powędrował do zbioru "na potem". Jakiś czas później, zaintrygowana sprzecznymi opiniami na forach i w grupach czytelniczych, postanowiłam wyrobić sobie własne zdanie i z ciekawością sięgnęłam po tę pozycję. Jakie są moje wrażenia? Równie sprzeczne.


Przede wszystkim muszę podkreślić, że książka bardzo mi się podobała. Czyta się ją naprawdę lekko, fabuła jest ciekawa, wydarzenia powiązane ze sobą w raczej spójny i logiczny sposób. Dość długo nie domyślałam się rozwiązania zagadki, ale w takich kwestiach ogólnie jestem mało lotna i wolę po prostu przeczekać chwile niepewności. Również sceneria, w której miały miejsce wydarzenia została przedstawiona na tyle dobrze, że bez problemów mogłam ją sobie wyobrazić. Książka nie była jednak przesycona opisami przyrody, które wystawiają cierpliwość czytelnika na próbę i których wybitnie nie lubię.

Przyjemność czytania psuła mi jednak... główna bohaterka. Chyba nigdy dotąd nie miałam do czynienia z postacią literacką, która dosłownie w ciągu paru sekund byłaby w stanie doprowadzić mnie do białej gorączki. Rachel - bo o niej oczywiście mowa - to chyba najbardziej irytująca, bezmyślna i żałosna postać, z jaką miałam nieprzyjemność obcować w kartach książki. Jej absurdalny upór, niesamowita umiejętność autokompromitacji w najważniejszych dla historii momentach oraz ogół negatywnych uczuć, jakie we mnie budziła, są wręcz niewiarygodne.

Naprawdę ciężko mi było znieść powtarzające się opisy nękania byłego męża Rachel oraz jego rodziny przez samą zainteresowaną, kolejnych głupich zachowań, żałosnych wręcz prób zwrócenia na siebie uwagi; czułam ogromną niechęć czytając o jej kolejnych pijackich wybrykach, braku szacunku do swojej osoby oraz kłopotach, które sprowadzała na siebie własnym, nieodpowiedzialnym zachowaniem. Przyznaję jednak, że Pauli Hawkins jak rzadko komu udało się stworzyć powieść, w której żaden z bohaterów nie wzbudził mojej sympatii. To też jakieś osiągnięcie.

Chwilami czułam się zresztą, jak gdybym oglądała głupi amerykański horror klasy C. Przykład? Rachel podejrzewa, że za zabójstwem zaginionej dziewczyny stoi jej były mąż, Tom. Co robi w takim wypadku rozsądny człowiek? Nie wiem, może dzwoni na policję. Co robi Rachel? W ogrodzie żony podejrzanego przedstawia jej swoją wersję wydarzeń. Po nagłym pojawieniu się Toma, zamiast uciekać lub przynajmniej udawać, że o niczym nie wie, nasza dzielna bohaterka konfrontuje go ze swoimi podejrzeniami w jego własnym domu, po czym zostaje ogłuszona i nieprzytomna pada na ziemię. No kto by się spodziewał!

To tylko jedna z wielu sytuacji, kiedy łapałam się za głowę myśląc, że to po prostu niemożliwe. 
Jednak nie tylko logika ciągu myślowego głównej bohaterki wywoływała u mnie konsternację. Również sposób przedstawienia wydarzeń pozostawiał wiele do życzenia.

"Dziewczyna z pociągu" napisana jest w narracji pierwszoosobowej, w czasie teraźniejszym. Historię opowiadają na przemian: tytułowa "dziewczyna", czyli Rachel, obecna żona jej byłego męża - Anna oraz zaginiona Megan. Nie będę oceniać, czy taka mieszana narracja to dobry zabieg. Skoro jednak autorka zdecydowała się na taką "pamiętnikową" relację, powinna zadbać również o takie szczegóły, jak teoretyczna możliwość przekazania komuś przebiegu zdarzeń przez każdą z opowiadających. O ile w przypadku Rachel i Anny nie mam do tego zastrzeżeń, o tyle w przypadku Megan sprawa nieco się komplikuje. Jak dowiadujemy się w pewnym momencie książki, dziewczyna zostaje zamordowana. Od kogo więc dowiadujemy się, co wydarzyło się dosłownie kilka chwil przed jej śmiercią? Jak dla mnie nie do końca trzyma się to kupy.

Ponadto, o ile fabuła oraz poszczególne wydarzenia układają się w logiczną całość, niezupełnie chce mi się wierzyć w ilość informacji, jakich rzekomo chętnie udzielają wiecznie podpitej Rachel m.in. chłopak zaginionej dziewczyny, przypadkowi ludzie w pociągu, a także... prasa. Z tego, co się orientuję, w podobnych przypadkach wiele informacji dotyczących ofiary zostaje utajnionych, tutaj jednak mamy przepływ informacji jak w Wikileaks. Poza tym nieco denerwuje mnie powielanie schematów - nieudolna/głupkowata/wredna policja, chłopak zaginionej, który nagle znajduje w szurniętej Rachel bratnią duszę, zwierza się i szybko ląduje z nią w łóżku plus oczywiście nieśmiertelny motyw rozwiązania zagadki przez osobę najmniej do tego predysponowaną. 

Myślę jednak, że bez względu na wszelkie recenzje warto wyrobić sobie własne zdanie. Ode mnie książka otrzymuje zasłużone 4 z 5 gwiazdek. Przedstawiona historia jest w miarę ciekawa, rozwiązanie zagadki zaskakujące, a umiejętność stworzenia głównej postaci odbieranej przez czytelnika tak negatywnie wyjątkowo uznaję za plus. Szczerze mówiąc nie do końca rozumiem fenomen sukcesu tej książki. Wydaje mi się, że to bardziej kwestia sprawnego marketingu niż samych wartości literackich. Ostateczną ocenę pozostawiam jednak potencjalnemu czytelnikowi.

****